Moja historia - Agnieszka W.

„...kiedyś byłaś moją ciocią a teraz jesteś moją mamą -taką zastępczą....”

Adrianna (36 lat.)
Od 14 miesięcy jestem jednoosobowa rodzinę zastępczą (niezawodową) dla swojej siostrzenicy.

Trudna sytuacja życiowa i perypetie rodziców biologicznych, nie mogących zapewnić odpowiedniej opieki dziecku doprowadziły do tego, że zainterweniował Sąd. Wtedy to zaczęły się ważyć losy małej Natalki.
Poczułam, że to właśnie jest ta chwila w życiu, która zdarza się tylko raz, w której nie mogę postąpić inaczej, bo w przeciwnym razie moje życie pójdzie na marne. Byłam pewna swojej decyzji, ale czułam przerażenie. Nie wiedziałam czy podołam. Nie miałam przecież żadnego doświadczenia w wychowywaniu dzieci. Martwiłam się, czy pogodzę obowiązki wychowawcze z pracą. Jednocześnie cały czas z tyłu głowy miałam słowa mojej znajomej, która często mi powtarzała: „Pamiętaj dziecko-tyle jesteś warta ile inni mają z ciebie pożytku. Jeśli będziesz żyła sama dla siebie, lepiej żebyś nie żyła wcale.”
I tak zapadła jedyna możliwa decyzja. Napisałam wniosek do Sądu o ustanowienie mnie rodziną zastępczą dla siostrzenicy. W tym samym czasie rozpoczęłam kwalifikację i szkolenie dla rodzin zastępczych. Przeszłam dużo testów i rozmów. Po spełnieniu wszystkich warunków Sąd ustanowił mnie rodziną zastępczą.
Los tak zdecydował i … Natalka. To Natalka wybrała mnie (…)- Jestem matką chrzestną dziewczynki i od narodzin wspierałam rodziców w opiece nad dzieckiem, co spowodowało utworzenie się więzi pomiędzy nami. Mała przyjeżdżała do mnie od 3 roku życia, byłam jej „ nianiusią”, bardzo czekała na ten czas, kiedy po nią przyjadę. Już wtedy zauważała inny świat, taki spokojny i kolorowy. Kiedy odjeżdżała, bardzo płakała. Często powtarzała, że Jej marzeniem jest zamieszkać ze mną - już tak na zawsze. Prosiła i prosiła. Pamiętam, że raz powiedziałam: ,, Nie martw się Natalko, znam pewną wróżkę i poproszę ją, żeby Ci wyczarowała to twoje marzenie”. I tak się stało. Przeprowadzka dla Natalki to spełnienie marzeń. Natalka bardzo szybko się zaadoptowała i przywiązała do nowych sąsiadów, znajomych.
Od pierwszego dnia w nowym przedszkolu zaczęła do mnie mówić „mama Ada” – co było dla mnie miłe ale i trudne, tłumaczyłam małej, że jestem jej ciocią, że ma mamę Edytę i byłoby mamie przykro, gdyby mówiła do mnie tak samo. Pomimo tego mała nie zmieniła formy a ja uznałam, że skoro tak mówi to znaczy, że tego potrzebuje. Ustaliłyśmy, że ma dwie mamy, „mamę Edytę” która nosiła ją pod serduszkiem w brzuszku i „mamę Adę” z którą mieszka, dla której jest całym światem. Długo myślałam o sobie, że jestem kimś – „ ciocio-mamą”, kto po prostu opiekuje się Natalką, ociera łzy, pomaga w sprawach technicznych. Zmieniło się to pewnego popołudnia, gdy Natusia przybiegła do mnie z uśmiechem na buzi mówiąc „wiesz co mamusiu, kiedyś byłaś moją ciocią a teraz jesteś moją mamą, taką zastępczą , wymarzoną mamą– super!!!”. Wymawiając to była taka duma i pewna tego co mówi, a ja stałam jak zahipnotyzowana ze łzami w oczach. Pomyślałam, że właściwie ma rację i zrozumiałam, że teraz to ja jestem jej rodzicem.

. O rodzicach biologicznych rozmawiamy, nie myślę i nie wyrażam się o nich źle, nie potępiam też ich zachowań i w takim też przekonaniu wychowuję Natalkę. Bo przecież niczego nie zbuduje się na niechęci do rodziców biologicznych. Stworzyłyśmy kuferek, w którym mamy różne skarby, pamiątki i zdjęcia, wspomnienia z rodzicami. Napisałam też bajeczkę „Nataleczkę”- bajkę o naszej rodzinie, o dziadkach, o rodzicach, którzy czekali na małą: o tacie, który popłynął w daleki rejs i na morzu zabłądził, o mamie, która lubiła podróże i jest na wycieczce. O wróżce, która spełniła Jej marzenie, o nas.
Bez pomocy i akceptacji najbliższych nie byłoby możliwe robienie tego, co robię. Na co dzień pomagają nam moi rodzice, zaprzyjaźniona sąsiadka „babcia Krysia”. Poza tym Natalię otacza mnóstwo cioć i wujków oraz ich dzieci, z którymi celebrujemy urodziny, imieniny czy święta. Jeśli wydaje mi się, że nie daję rady sama, nie wstydzę się prosić o poradę, pomoc specjalistów, czy psychologa z PCPR, jak również neurologów czy wychowawców w przedszkolu. Staram się być ze wszystkimi w stałym kontakcie. Trudne chwile przychodzą wtedy, gdy idziemy do nowej poradni, pedagoga czy trenera judo. Trzeba wyjaśniać nauczycielom, czy specjalistom, że Natalka uczy się dopiero nowych, normalnych zachowań, i nie rzadko prosić o wyrozumiałość. Pomimo wielu zaniedbań wynikających ze środowiska rodziców biologicznych, nasze życie toczy się normalnie. Są trudności i radości. Natalka w wieku 6 lat nie potrafiła nic narysować, powiedzieć roli na przedstawieniu, jeździć na hulajnodze, czy cieszyć się na huśtawce. Teraz jest inaczej, ale nie było łatwo. Metodą prób i błędów trzeba było wybrać metody wychowawczych adekwatne do potrzeb i możliwości Natalki, by w końcu zauważać zmiany w jej zachowaniu. Spędzamy razem dużo czasu, spacery, zakupy, zabawy, ćwiczenia logopedyczne, nauka prostych obowiązków domowych. Największym sukcesem w wychowaniu Natalki było mycie zębów bez przypominania i zwroty grzecznościowe: proszę, dziękuję, przepraszam, dzień dobry. Na tle swoich rówieśników odbiega, ale koryguje swoje niedoskonałości, raz chłonie jak gąbka, raz stawia opór. Teraz przygotowanie śniadania, hulajnoga, huśtawka, rysunek swojej rodziny, czy łyżwy to już „ bułka z masłem”. Uskrzydla swoimi postępami. Nie zapomnę nigdy, jak w pierwszym miesiącu po powrocie z przedszkola powiedziała: „ mamo, nie ma jak w domu”. 
Będąc ciocią – pozwalałam sobie wejść na głowę, teraz to się jednak zmienia. Staram się być dla małej taką mamą, jaką sama chciałam mieć: Mamą z zasadami, kreatywną, ale i trochę szaloną. Jako mama zastępcza prowadzę nie tylko domowo-podwórkowe życie. Chodzę z Natalką do eleganckich restauracji, kina, teatru, na wystawy malarskie i lodowisko.
W samotnym „macierzyństwie zastępczym” nie dopatruję się misji i bohaterstwa. – to przypadek. Los tak zdecydował. Ale to nie tylko zmiana życia dziecka, to też radykalna zmiana mojego życia. Wcześniej chciałam pójść do kina- szłam, chciałam pojechać w góry- jechałam. Ktoś zadzwonił i wyciągał mnie na kawę-mówiłam „jasne”. A teraz nic nie jest spontaniczne. Teraz mówię, poczekaj sprawdzę w grafiku itp. Z dnia na dzień przestałam być niezależna. Mam dziecko, a z nim życie jest inne..
Teraz już wiem, że rodzicielstwa nie da się przewidzieć, ono się kształtuje codziennie na nowo. Odkąd jestem mamą, nie wyobrażam sobie życia w pojedynkę. Nie znaczy, ze życie bez dziecka jest gorsze, ale doświadczając takiej dawki codziennej miłości nie chciałabym do niego wrócić. Bycie ”mamą zastępczą” to także, obowiązki, odpowiedzialność, ciągłe zmartwienia (nawet jeśli śpi), ale dostaje tyle w zamian, że troski szybko odchodzą w niepamięć. Zwykłe „ Mamo, Kocham Cię” w wykonaniu Natusi potrafi zmieniać mój świat i sprawiać, że wszystkie problemy tracą na znaczeniu.
Gdyby, ktoś zastanawiał się nad tym, czy zostać rodziną zastępczą, czy sobie poradzi, co by odpowiedziała? Że nie ma co się za bardzo zastanawiać. JEDNA OSOBA TEŻ MOŻE STWORZYĆ RODZINĘ. Trzeba iść za pozytywnymi myślami. Warto wyruszyć tą drogą, nawet jeśli nie będzie prosta i ciągle trzeba będzie udowadniać, że zasługuje się na miano dobrego „rodzica zastępczego”. Będą pojawiać się różne wątpliwości i obawy. Spotkamy ludzi, którzy będą mieć jakieś „ale” typu: „ale co zrobisz, jak się okaże, że mała jest upośledzona intelektualnie? Jak to co? Poradzę sobie!. Są ludzie, którzy dodają skrzydeł: „Natalka miała ogrom szczęścia, że trafiła na Panią”, ale i tacy, którzy je podcinają. Mimo wszystko warto pamiętać, że na końcu tej drogi jest DZIECKO, mały człowiek, który bardzo potrzebuje miłości, a my możemy mu ją dać.
Jestem dumna z wielu rzeczy, których dokonałam w życiu, ale nic nie przebije tego, że dane mi jest być „mamą zastępczą”.



Współpracujemy z:
+48 536-933-077
stacjadom@onet.pl
/StowarzyszenieStacjaDom/
Marszałka Józefa Piłsudskiego 65
96-500 Sochaczew